Polna łąka, barwne motyle, abstrakcja, obrazy mistrzów malarstwa czy błysk kryształka lodu znad Pilicy – nic nie umknie oku i dłoniom Józefa Jakubczyka, artysty plastyka z Piotrkowa Trybunalskiego. To, co widzi, przez lata uwieczniał na zachwycających gobelinach i obrazach, a dziś na zdjęciach. Po 45 latach pracy twórczej przeszedł na emeryturę, ale nie zostawił ani sztuki, ani swoich uczniów. Jego najnowszą wystawę – fotograficzną - można oglądać w piotrkowskiej Mediatece, a jesienią będzie kolejna, tym razem z pracami wychowanków.
Jak sam mówi, artystyczne zacięcie dostał trochę w genach – dziadek był bardzo dobrym stolarzem, który potrafił i zbudować dom i skonstruować meble. On sam od zawsze lubił rysować, nawet w szkole w Poświętnem, gdzie się wychował, pomagał kolegom na plastyce, żeby dostali lepsze oceny za swoje prace.
– Grałem też na akordeonie, sam się nauczyłem, można powiedzieć, że byłem taką artystyczną duszą – opowiada. Zgodnie z zainteresowaniami wybrał liceum plastyczne w Kielcach i trafił do klasy z tkaninami, ale ostatecznie ukończył kierunek meblarstwo artystyczne. – To się wtedy nazywało sprzętarstwo, ludzie mylili ze sprzątaniem, ale to było projektowanie i wykonywanie m.in. mebli. Na dyplom zrobiłem zydel stylizowany na ludowo – wspomina. Następnym krokiem była Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi i wydział wzornictwa, po którym rozpoczął pracę jako projektant tkanin odzieżowych w Zakładach Przemysłu Wełnianego Tomtex w Tomaszowie Mazowieckim. – To był strzał w dziesiątkę – mówi wprost. Jak wspomina, w zakładzie pracował we wzorcowni, gdzie powstawały tkaniny. – Powstawał jeden wzór, ale trzeba było zrobić przynajmniej sześć, osiem koloryzacji, czyli jakby różnych tonacji. To było dla mnie fascynujące – opowiada i chwali jakość tamtych materiałów. – Oczywiście, że sam chodziłem w ubraniach z nich szytych. Pamiętam takie spodnie w stonowaną kratę. Były nie do zdarcia.
Lata spędzone w Tomaszowie – a pracował w Tomteksie do 1989 roku - łączył z pracą artystyczną. W tym czasie dostał roczne stypendium ministra kultury i nauki, a także nietypowy na tamte czasy – dzień studyjny, czyli dzień …pracy zdalnej, który spędzał w domowej pracowni, przy swoich krosnach tworząc własne tkaniny artystyczne.
Był 1981 rok, gdy razem z żoną pojechali na wakacyjne saksy na południe Francji. Nagrodą po pracy przy winobraniu był wyjazd do Paryża, dokąd Józef Jakubczyk zabrał ze sobą swoje tkaniny. Tam spotkał swojego późniejszego promotora, Maurice Daniere, który zajmował się sprowadzaniem na rynek francuski polskich gobelinów. – Kupił ode mnie moje prace i polecił mnie przedsiębiorstwu handlowemu Ars Polonia, które zajmowało się eksportem i robieniem wystaw polskich artystów za granicą. I tak moje tkaniny pojawiły się w Toronto, w Nowym Jorku – opowiada Józef Jakubczyk.
Tapisserie z Piotrkowa zdobią ściany domów w Ameryce Północnej, Tajwanie czy Japonii, ale największym rynkiem zbytu stała się Francja. Piotrkowski artysta, nazywany ambasadorem polskich gobelinów w kraju nad Sekwaną, ma za sobą wiele indywidualnych i zbiorowych wstaw, a także liczne udziały w targach sztuki m.in. w Tuluzie, Grenoble, Lille. W 2009 roku misternie utkany gobelin „Papillon" można było oglądać podczas Narodowego Salonu Sztuk Pięknych, który odbył się pod patronatem Nicolasa Sarkozy'ego w Carrousel duLouvre, nowoczesnej, komercyjnej części jednego z najsłynniejszych muzeów na świecie. Często jego wystawy łączone były z pokazem tkania, a nie jest to łatwa sztuka. Metr kwadratowy obrazu „malowanego" wełną to ok. 2 miesiące żmudnej pracy.
Podglądać pracę artysty mogli m.in. mieszkańcy Tourrettes, w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże, gdzie w 2018 roku Józef Jakubczyk otworzył swoją pracownię połączoną z galerią. Miejscowość jest znana z artystycznego klimatu i wyjątkowego muzeum pod chmurką, w którym – pod gołym niebem – prezentowane są obrazy, rzeźby i instalacje wielu artystów. Jego gobeliny przez 13 lat prezentowane były również w mieście La ChaiseDieu, gdzie znajduje się średniowieczne opactwo, którym zarządzał m.in. kardynał Richelieu.
– To niesamowite miejsce, 1150 metrów nad poziomem morza, ze wspaniałym kościołem z granitu i najlepszą kolekcją tkaniny o tematyce religijnej we Francji. Tam co roku, na koniec sierpnia, odbywa się festiwal muzyki klasycznej, przyjeżdżają ludzie z całego kraju, to jest prawdziwa artystyczna uczta – opowiada. Mieścinę odkrył będąc tu na wakacjach i przez 13 lat na czas festiwalu wynajmował lokal - galerię. W ubiegłym roku w La Chaise Dieumożna było oglądać również prace jego uczniów z Piotrkowa i Kleszczowa, a w tym, jak się zarzeka, jadą z żoną Lucyną, wyłącznie jako turyści.
- Gdzieś wyczytałem i tak postanowiłem, że aby być szczęśliwym emerytem, trzeba robić zupełnie coś innego – zdradza Józef Jakubczyk swoją nową pasję do fotografii. – Zdjęcia zawsze robiłem, zrobiłem już jedną wystawę zdjęć ziemi piotrkowskiej we Francji, zrobiłem w Piotrkowie, teraz jest kolejna. Ludzie się interesują, to pracuje, wiele osób w ubiegłym roku zapowiadało się, że jak przyjedzie do Polski, to nie będzie tylko Kraków i Warszawa, ale i też Piotrków Trybunalski.
W kadrze zatrzymuje przede wszystkim naturę – polskie morze, Zalew Sulejowski, Niebieskie Źródła. Ale jego zdjęcia nie są pocztówkowe – każde przyciąga wzrok niesamowitym spojrzeniem fotografa. Są refleksy na wodzie, są konary wyrzucone przez morze, są płatki lodu. To efekty jego spacerów, wycieczek, codziennych obserwacji. Jak zdradza, wszystkie zdjęcia robi telefonem komórkowym i to nie żadnym nowoczesnym modelem. Wystawa, którą do końca maja można oglądać w Mediatece nosi tytuł „Abstrakcja i rzeczywistość".
Szczęśliwi są też na pewno jego uczniowie, także emeryci. W Piotrkowie od kilku lat prowadzi zajęcia tkackie, a w Kleszczowie – od 12 – przekazuje swoją pasję zarówno do gobelinów, jak i malarstwa. Na zajęciach jest bardzo twórcza i wyjątkowa atmosfera, czuć, że uczestnicy bawią się tym, co robią. Są rozmowy, nie tylko o sztuce, są wystawy, są nowe prace, które ozdabiają np. domy dzieci, jak w przypadku gobelinu pani Alicji Bujec. Józef Jakubczyk wychowuje swoich uczniów na świadomych swojej wartości artystów – podpowiada, zachęca, motywuje. Efekt jest taki, że uczestniczki zajęć tkackich są niemal uzależnione od przeplatania wełny i zabierają ramki nawet na wakacje, jak Anna Gregorczyk. – Lubię to robić – przyznaje.
Inspiracji, jak mistrz, szukają w przyrodzie, ale nie tylko, czasem chcą zachować ważne wspomnienie.
- Oni nic nie muszą, nie będą zdawać na żadne studia, przychodzą, bo chcą – mówi Józef Jakubczyk.
Halina Skoczyńska chce od pierwszych zajęć, bo jest w grupie od 12 lat. Swoim entuzjazmem i twórczością zachęciła inne koleżanki m.in. Małgorzatę Dygudaj, która na tle innych jest dwuletnim świeżakiem. – Ciągnie mnie tu, dobrze jest przyjść, porozmawiać, palce pracują i głowa funkcjonuje też lepiej – śmieje się.
Druga grupa to uczestnicy zajęć malarskich. Tu są również panowie, którzy na emeryturze odkrywają nowe pasje. Efektem warsztatów jest satysfakcja z każdego kolejnego obrazu i wystawy. Najbliższa - duża szykuje się w listopadzie w Piotrkowie.